#1 Terry Brooks – seria Kroniki Shannary, tom I " Miecz Shannary "
Tytuł : "Miecz Shannary
"
Tytuł oryginału : "The
Sword of Shannara"
Tłumaczenie: Gałązka Jacek, Hermanowska Magdalena, Hermanowski Piotr
Tłumaczenie: Gałązka Jacek, Hermanowska Magdalena, Hermanowski Piotr
Wydawnictwo: Replika
Ilość stron: 444
Gatunek: fantastyka
" Zbudowaliśmy
zbyt wiele ścian, otoczyliśmy się nadzieją i złudą... Nie
potrafimy być wobec samych siebie wystarczająco szczerzy."
Shea Ohmsford, na pozór
zwykły chłopiec mieszkający w spokojnej wiosce zwanej Shady Vale.
Wychowywany wraz z synem karczmarza Flick'iem. Traktowany jak rodzony
syn i brat. Życie chłopaków toczy się zwykłym torem, do czasu
pojawienia się w ich wiosce tajemniczego osobnika - Allanona. Ów
obcy wywraca życie dwóch mieszkańców do góry nogami wprowadzając
ich w nierealny do tej pory świat magii i niesamowitych istot.
Niespodziewanie okazuje się, że główny bohater nie jest tym za
kogo się uważał, choć ciężko uwierzyć mu w słowa nieznajomego
mężczyzny. Chłopcy zmuszeni są opuścić tak dobrze im znane
rodzinne strony i ruszyć w nieznany świat.
Brzmi znajomo? Oczywiście, że tak. Odpowie każdy, kto miał
styczność z książkami autorstwa J.R.R Tolkiena, czy choćby
filmami zrobionymi na ich podstawie. Czytając Miecz Shannary co
kilka stron miałam wrażenie, że jest to tak bardzo podobne do
historii wyżej wymienionej. Nie wiem, czy taki był zamysł autora,
aby się wybić, czy po prostu postanowił "trochę"
ściągnąć, ale ubarwić swoimi wizjami licząc na całkiem inną
historie, lecz mi nie za bardzo podoba się zamierzony efekt. Ale do
tego jeszcze wrócę, a teraz przejdźmy do ogółu pierwszego tomu.
Sięgając po tę książkę
byłam głodna czytania i miałam ogromną chęć przeczytać coś z
gatunku fantastyki i to właśnie zostało mi polecone w bibliotece.
Siadając więc do książki spodziewałam się jakiegoś "WOW",
a troszkę się rozczarowałam.. Już przez początek książki
ciężko było mi przebrnąć, głównie z winy bardzo rozległych
opisów przyrody. Autor potrafił przez stronę-dwie opisywać np.
słońce, mimo że zdecydowanie wystarczyłoby na to jedno,
maksymalnie dwa zdania. W dalszej części książki po prostu
omijałam rozciągane opisy, ponieważ czytając sam początek
akapitu miałam już dokładny obraz miejsca w wyobraźni. Zaś sam
opis bardziej interesujących wydarzeń sprawiał wrażenie jakby
przyspieszonego. Gdy już zaczynało się coś dziać, akcja
momentalnie przyspieszała i kończyła się jak gdyby nigdy nic.
Strasznie mnie to irytowało.
Ciężko jest mi też
cokolwiek powiedzieć na temat bohaterów, którzy zostali
przedstawieni w tej książce. Tych ważniejszych postaci oprócz
chłopca z Shady Vale jest dość sporo, każdy z nich jest inny i
każdy ma inny charakter, czy patrzenie na otaczający ich świat,
jednak żaden z nich nie był na tyle atrakcyjny by zwrócić moją
uwagę na dłużej. Nie mam ulubionego bohatera w tej książce, nie
śledziłam losów bohaterów z zapartym tchem modląc się i
błagając o jego przetrwanie i pomyślne rozwiązanie problemów. Po
prostu bohaterowie są, ale żaden nie wybija się swoją osobą na
tyle, by zwrócić na niego większą uwagę.
" Płynął sobie
beztrosko prze świat jak pojedynczy obłoczek na niebie, nie
dotykając innych obłoków i nie zostawiając po sobie śladu."
Przyznam
się, że przez sam początek nie zorientowałam się, co do
podobieństwa do serii Tolkiena, jednak z każdym kolejnym rozdziałem
zdawałam sobie sprawę, że przecież już to znam. Podobieństwo
zaczęło się od istot, które zamieszkiwały podzielone ziemie (ale
tego się nie czepiam, ponieważ w większości tego gatunku książek
są trolle, gnomy, elfy i jakieś mroczne postacie.) Dalej był to
główny bohater, czyli nic nie świadomy chłopak, który staje
przed niewykonalnym zadaniem – dokładnie jak Frodo, tajemniczy
nieznajomy z magicznymi mocami, kompania stworzona z różnych
gatunków, niebezpieczna przeprawa przez krainy, magiczny atrybut,
zły człowiek i wróg. Tak jak wspominałam wyżej, nie rozumiem
poglądu autora, ale do mnie osobiście nie przemawia tak stworzona
historia, stara ale odświeżona.
Chciałam jeszcze nawiązać do końca tego tomu. Zaskoczył mnie, ale wcale nie pozytywnie. Powtórzyło się zjawisko o którym wspominałam trochę wyżej, tj. urwana akcja. Przez kilka ostatnich rozdziałów mamy do czynienia z pewnym wydarzeniem, które nagle zostaje urwane bez jakichkolwiek wyjaśnień. Niektórym może to nie przeszkadzać, ale ja byłam ciekawa co się stało. Niestety nie dowiedziałam się.
" Po raz pierwszy
zrozumiał, co oznacza słowo 'śmierć' i przeraził się. Widziana
z bliska wcale nie była romantyczna, a kto myślał, że jest
nieodłączną towarzyszką przygody, bardzo się mylił."
Podsumowując całą
książkę, jestem rozczarowana. Spodziewałam się fajnej historii, a
dostałam coś z czym miałam już do czynienia i to w dodatku z
marnymi zmianami. W wielu miejscach książka przewidywalna, czytając
wiedziałam już co będzie kilka rozdziałów w przód. Zabrakło mi
tu nagłych zmian wydarzeń, wyrazistych bohaterów, chociaż
odrobiny humoru i jakiegoś mocnego zakończenia. Zdaje sobie sprawę,
że są jeszcze dwa Tomy, ale szczerze mówiąc ten ani trochę nie
zachęcił mnie do sięgnięcia po nie. Mimo to dam szansę autoeowi i zobaczę co pokażą mi kolejne tomy.
Książkę mogę polecić, jedynie tym, którzy nie zapoznali się wcześniej z serią Tolkiena
i ta będzie dla nich nowością.
Ode mnie dla tej książki
marne 2 na 5.
Witamy wśród bloggerów. Post super :))
OdpowiedzUsuńHa,daję pierwszą obserwację :D
Witam i dziękuję bardzo ;)
UsuńTe trylogię czytałem z jakieś 20 lat temu, więc nie będę się wypowiadał na temat treści.
OdpowiedzUsuńTo co opisałaś to typowe high fantasy. Mniej więcej na tym polega ten rodzaj książek.
Ostatnio oglądałem serial. Dobra lekka rozrywka.